www.wrotapodlasia.pl |
Bialystoker kuchen ( w języku jidisz znaczy ,,białostockie ciasto " ) potocznie zwane kuchenem , a gdy trafiło za Ocean do Ameryki wraz z emigracją żydowską znane jest do dziś po nazwą ,, bialys" lub ,,bialy" .
Ta drożdżowa bułeczka pszenna z dziurką w środku , wypełnioną farszem z cebuli jest bardziej popularna w USA niż w swoim rodzinnym mieście Białystok .
www.wrotapodlasia.pl |
Przed wojną wypiekana przez żydowskich piekarzy była sprzedawana bezpośrednio na ulicach i cieszyła niejednego przechodnia - miękka w środku , z wierzchu chrupiąca z przyrumienioną cebulką .
Dziś bułeczkę tą nazywa się często ,, młodszą siostrą " bajgla .
Nie jestem mistrzynią wypieków , ale podjęłam się wyzwania . Upiekłam i ja . Wyszły pyszne !
Korzystałam z przepisu ze strony Szlak Dziedzictwa Zydowskiego w Białymstoku
Składniki
25 g drożdży, 1 łyżeczka cukru, 1 szklanki ciepłej wody, 4 szklanki mąki pszennej , 2 łyżeczki soli, 2 łyżki oleju lub margaryny, 2 łyżki cukru, 2 szklanki ciepłej wody, 2 jaja, woda lub żółtko roztrzepane z łyżką wody, gruba sól, drobno posiekana cebula.
Moja uwaga - wszystko zależy od gatunku mąki - ciasto moje wymagało często podsypywania i poszło około 800g maki , musi być dobrze wyrobione i odchodzić od rąk .
Drożdże rozetrzeć z cukrem, połączyć z wodą, dodać 1 szklankę mąki, starannie wyrabiać łyżką, odstawić na 20 minut.
Jaja ubijać przez 5 minut, aż powstanie jasna, puszysta masa.
Sól, olej lub miękką margarynę i cukier wymieszać z ciepłą wodą (2 szklanki).
Do rozczynu z drożdży dodawać pozostałą mąkę na przemian z ubitymi jajami i wodą z olejem, dokładnie wymieszać na wolne ciasto.
Przełożyć na stolnicę suto posypaną mąką, wyrabiać rękami, aż ciasto stanie się gładkie i elastyczne.
Przełożyć do miski posmarowanej olejem, przewrócić ciasto tak, aby spód i wierzch ciasta zostały pokryte cienką warstwą oleju.
Lekko posypać mąką, przykryć czystą ściereczką, pozostawić w ciepłym miejscu, aż ciasto podwoi swoją objętość.
Ciasto przełożyć na stolnicę, wyrabiać 1 minutę, przełożyć do miski, przykryć, pozostawić aż przybędzie ciasta w dwójnasób.
Ciasto podzielić na kawałki wielkości średniego jabłka, rozpłaszczyć na placki średnicy 8 - 10 cm.
Posmarować wodą lub żółtkiem z wodą, posypać grubą solą. ( Ja smarowałam mlekiem ) Łyżeczkę posiekanej cebuli rozsypać na środku każdego placka, pozostawić w ciepłym miejscu do podwojenia objętości.
Palcami przycisnąć środek każdej bułeczki. ( cebule dobrze jest przycisnąć aby wbiła się w ciasto )
Przełożyć na blaszkę lekko posypaną mąką, wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180°C i piec do zrumienienia cebuli (około 15 - 25 minut).
Tak wyglądają moje bułeczki . Będę je robić często , bo bardzo nam smakują . Na bazie tego przepisu można też spróbować innych nadzień np. cebula podduszona z żurawiną , cebula z serem , cebula wymieszana z bułka tartą . Jednak warto zacząć od oryginalnego przepisu i poczuć smak tamtych lat .
Receptury różnią się trochę w różnych źródłach . Znalazłam na blogu Agaty i w kilku innych miejscach przepis bez dodatku jaj i cukru .
Jedno jest pewne to kolejny smak przedwojennego Białegostoku i warto go spróbować . Pozdrawiam z Podlasia zasypanego śniegiem .
wygląda stylowo! ciekawe to połączenie cebuli i maku i muszę przyznać, że chyba sama na nie bym nie wpadła:)
OdpowiedzUsuńJa też muszę kiedyś spróbować, bo wyglądają pysznie
OdpowiedzUsuńOj kusisz smakołykami :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię Twój blog a stare zdjęcia zawsze wywołują we mnie sentymentalne nastroje,i pomyśleć że na tym zdjęciu są ludzie którzy już dawno odeszli ............
pozdro Cię serdecznie :))))))))
Muszą być pyszne te bułeczki!Znowu piszesz o czymś czego nie znam(ale chętnie poznam!).Może gdzieś jadłam cebularze,ale były suche i trzeba było je czymś przełożyć.Twoje na pewno rozpływają się w ustach!Stare zdjęcia są takie klimatyczne,mogę je oglądać bez końca!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękne są te stare zdjęcia - bardzo lubię takie klimaty! Zaintrygowałaś mnie nadzieniem z cebulą i podsuszoną żurawiną... Żurawinę uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńCebulaki są PYYCHA! :D Dzięki za przepis!
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie Białystok (którego zresztą prawie nie znamy)wydaje się nam bliskim, swojskim Miastem!
Pozdrawiamy.
świetny przepis, na pewno wypróbuję. Szczerze mówiąc to nigdy ich sama nie robiłam, ale w olsztyńskich piekarniach można je bez problemu dostać po prostu pod nazwą "bułka cebulowa", lub jak w Lublinie "cebularz", chociaż oczywiście bliżej nam do Białegostoku. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńdziękuję za odwiedzinki:)
Pięknie piszesz o przepisach, z nutką historii i tymi cudnymi starymi zdjęciami.
Bułeczek nigdy nie robiłam ale na pewno spróbuję, dziękuję za przepis,
pozdrowienia z równie zasypanego Śląska:)
I u nas to są cebulaki, można je dostać w każdej piekarni, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWyglądają pysznie i na pewno takie są. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie stare fotografie.
OdpowiedzUsuńPokusiłabym się na takiego cebularza wg Twojego przepisu,ale moje dzieci nie cierpią cebuli,może ,jak dorosną docenią jej walory.
Ale mnie narobiłas apetytu,tym bardziej teraz,gdy dopadło mnie przeziębienie i takie cebulowe dania są wskazane.
Kusisz jak zwykle a ja próbuje pozbyć sie paru kg.....pozdrawiam z zasypanego Zagłębia choć dzisiaj już się trochę topi....
OdpowiedzUsuńGdy czytam twoje posty żałuje, że internet nie posiada jeszcze opci "skosztuj", ponoć trwają już prace nad możliwością przekazania zapachu. Nie łatwo opanować ślinotok oglądając twój blog :)
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa. Studiując w Lublinie, oczywiście jadłam cebularze. Mój kolega z Kielecczyzny był ich wielkim fanem :-) Jeśli chodzi o Lubelszczyznę, to jeszcze pierogi nadziewane kaszą gryczaną i białym serem - pycha! Pozdrawiam ciepło :-)
OdpowiedzUsuńA wiesz ,ze a tez podobne robie w okresie postu ,tylko jajka nie dodaje ! Pycha !Sciskam-Ag
OdpowiedzUsuń